niedziela, 3 sierpnia 2014

Moje odkrycie wegańskiej wodzionki czyli SieJe Vege w Bielsku

Jak chyba wszyscy weganie cieszymy się jak dzieci, gdy w miejskich dżunglach powstają nowe miejsca, w których można zjeść coś wegańskiego. Do dziś wspominamy nasz jednodniowy wypad do Wrocławia, który spędziliśmy na wielkim obżarstwie, który w porównaniu z Katowicami jest rajem. Pierwszy raz trafiliśmy do miejsc, które były w 100% wegańskie.
Tym bardziej cieszy mnie fakt, że coraz więcej jest takich miejsc w moim rodzinnym Bielsku. Od dłuższego czasu działą tam też stołówka SieJe Vege, do której przy okazji urlopu, w końcu miałam okazję zajrzeć. Nie było dane mi wcześniej, gdyż miejsce jest otwarte tylko od poniedziałku do piątku. Na miejscu znajdziemy kilka stolików, możemy też zamówić obiad z dowozem do domu (zapisy telefoniczne zaczynają się na kilka godzin przed otwarcie lokalu). Wnętrze niestety nie zachęca - wiem, że to tylko stołówka, ale jest pomalowana na wyjątkowo nieprzyjemny szpitalny odcień zieloności
Dla głodnego weganina nie jest to jednak sprawa najważniejsza. W menu mamy 3 stałe pozycje - falefel w picie, jadło drwala i samosy. Dodatkowo codziennie serwowany jest inny dwudaniowy obiad (wielkim plusem jest to, że menu obiadowe na cały tydzień możemy z wyprzedzeniem sprawdzić na stronie). Bardzo brakowało nam w menu czegoś słodkiego - kawałek wegańskiego ciasta na deser byłby idealnym podsumowaniem obiadu. Ceny bardzo zachęcające: zupa 3 zł, drugie danie 10 zł, zestaw zupa+danie 12 zł.
Pierwszego dnia spróbowaliśmy samos i zupę dnia.
Zupą była śląska wodzionka - nigdy nie jadłam oryginału, więc nie mam porównania, ale wersja wegańska była przepyszna. Nie lubię mokrego chleba, więc miałam obawy, jednak razowiec był zupełnie rozdrobniony, zupa miała delikatną konsystencję i ciekawy czosnkowy smak. Już zamierzam się do ugotowania jej w domu - jeśli mi się uda oczywiście podzielę się przepisem :)

 
Samosy niestety dostałam zmrożone w środku, ale bez problemu otrzymałam nową porcję. Z czystym sumieniem je polecam, nadzienie dobrze doprawione, ciasto dobre i pięknie przyrumienione.

 
Drugiego dnia powiększyłam ekipę degustatorów, żeby móc spróbować wszystkich pozycji w menu :) I tu spotkał mnie wielki zawód. Z trzech stałych pozycji dwie były niedostępne - jadło drwala z powodu młodych ziemniaków nie nadających się jakoby na placki, falafele z bliżej nieznanego powodu.
Zadowoliliśmy się więc głównym daniem. Zupa nazwana kremem z groszku okazała się grochówką. Wiem, że nie nazwano jej kremem z zielonego groszku, ale przyjęliśmy to jako pewnik, więc byliśmy mocno zaskoczeni.

 
Na drugie danie podano pieczeń z czerwonej soczewicy z suszoną śliwką z sosem curry podane z kaszą (choć w opisie była mowa o ryżu) i sałatkami.

 
Oba dania smaczne, choć niewystarczająco wyraziste w smaku i jak na mój gust odrobinę niedosolone.
Podsumowując polecam SieJe Vege wszystkim, którzy mają ochotę porządny, domowy obiad. Ja sama z chęcią jeszcze tam zajrzę. Mam nadzieję, że w międzyczasie właściciele pomyślą o bardziej przytulnej kolorystyce wnętrza i bez problemu będzie można spróbować wszystkich dań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz