niedziela, 27 lipca 2014

Co wy tak właściwie jecie? #2

Lato w pełni, stragany uginają się od smakołyków, weganie w raju. Czasem aż ciężko się zdecydować, więc lodówka pęka w szwach :)


Klasyka na niedzielne śniadanie - tofucznica z papryką, cebulą i szczypiorem.


Zupa krem ze wszystkich warzyw jakie się nawinęły: marchewka, pietruszka, seler, kalafior, por i kapusta włoska.


Obiad u mamy - faszerowane pieczarki, kalafior i moje ulubione letnie warzywo czyli zielona fasolka szparagowa.


Bakłażan z sosie z pomidorów. Na ostro i bardzo aromatycznie.


 Zupa z kalafiora i kalarepki. Cudownie zielony kalafior zawdzięcza liściom kalarepy, które dodajemy pod koniec gotowania. Zjadamy z uprażonymi pestkami dyni.


To zupełnie wyjątkowy obiad, bo kabaczki są z mojej własnej grządki! :) w środku kasza jaglana gotowana w bulionie z papryką wszystkich kolorów i dużą ilością czosnku. Doskonałe ze słodkim sosem pomidorowym.


środa, 23 lipca 2014

Zupa ze świeżych ogórków

Ogórki za grosze - nic tylko kupować i zjadać. Oprócz oczywistych pyszności jak mizeria czy ogórki małosolne proponuję zupę. Jest lekka, a dodatek zielonej soczewicy sprawia, że również pożywna. Ma też inną zaletę - wspaniale pachnie, nadając całej kuchni ogórkowo - koperkowego aromatu.

Składniki:
1,5 litra bulionu (oczywiście najlepiej ugotować samemu, ja z braku czasu użyłam wegańskich kostek rosołowych. Trochę się pocieszam tym, że były bez żadnych sztucznych poprawiaczy smaku, bio i wogóle :) )
2 nieduże ziemniaki
4 łyżki zielonej soczewicy
2,5 szt. sporych zielonych ogórków szklarniowych (oczywiście może też być adekwatna ilość tych gruntowych)
pół niedużego pęczka koperku
sól
sos sojowy (opcjonalnie)



Do bulionu wrzucamy pokrojone w kostkę ziemniaki i soczewicę i gotujemy do miękkości (ok. 25 min). Dwa ogórki ścieramy na tarce, a połówkę kroimy w kostkę (można oczywiście wszystko zetrzeć na tarce, to takie moje małe widzimisię) i wrzucamy do zupy. Gotujemy ok. 15 minut i pod koniec dorzucamy posiekany koperek. Próbujemy i w razie konieczności doprawiamy solą. Ja dodałam jeszcze 1,5 łyżki sosu sojowego.
Smacznego!

niedziela, 20 lipca 2014

Tofurnik

 W związku z wielką promocją w Biedronce ilość tofu w naszej lodówce wzrosła dramatycznie, a nie ma lepszego sposobu na tofu niż słodki, waniliowy tofurnik z aromatem pomarańczy. Ciasto doskonale nadaje się do przekonywania nieprzekonanych do weganizmu, którzy boją się utraty swoich ukochanych smakołyków - 99,99% z nich nie odróżni go od sernika. Wiem, że temperatura nie sprzyja włączaniu piekarnika, ale czymże byłaby niedziela bez domowego ciasta!

Składniki (na dużą tortownicę):
- 4 kostki tofu Polsoja (180 g)
- pół szklanki mleka sojowego
- pół szklanki oleju
- 3/4 - 1 szklanki cukru
- 2 budynie waniliowe
- ok. 180 ml soku z cytryny
- aromat pomarańczowy (możecie oczywiście wybrać inny - świetnie smakuje też z migdałowym)
- 150 g herbatników
- 3-4 łyżki wegańskiej margaryny


Całe ciasto przygotowuję w robocie kuchennym. Z pewnością sprawdzi się też blender kielichowy, zwykły blender, a jeszcze lepiej maszynka do mielenia. Ważne żeby uzyskać odpowiedni efekt - gładką i jednolitą masę.
Do misy wrzucamy pokruszone tofu i zaczynamy blendować, stopniowo dodając wszystkie składniki z wyjątkiem herbatników i margaryny. Ilość cukru zależy od Waszych upodobań co do poziomu słodkości i kwaśności ciasta. Masę blendujemy, aż osiągnie idealnie gładką konsystencję.
Herbatniki (ja użyłam pełnoziarnistych ciasteczek pomarańczowych, które niedawno wyłowiłam w Biedronce, ale nadają się każde inne herbatniki) rozdrabniamy np. w blenderze kielichowym lub wkładamy je do woreczka i rozbijamy tłuczkiem lub wałkiem do ciasta. Powstałą "mączkę" łączymy z margaryną i wypełniamy tym ciastem spód tortownicy, którą wcześniej wykładamy papierem do pieczenia. Na spód wylewamy masę z tofu. Pieczemy 60-90 minut w piekarniku rozgrzanym do 190 st. C, aż do zrumienienia góry ciasta.
Tofurnik ma jedną wielką wadę - krojeniem i próbowaniem trzeba poczekać, aż wystygnie :)




czwartek, 17 lipca 2014

Weganie w Tatrach

Chwilę mnie nie było, urlop pochłonął mnie bez reszty. Po całym dniu łażenia po górach i miastach marzyłam już tylko o gorącym prysznicu i łóżku. Trzeba się namęczyć, żeby zmęczyć dwa haszczaki :) Wybraliśmy się w słowackie Tatry, ponieważ w Polsce nie można wchodzić z psami do Tatrzańskiego Parku Narodowego. Oczywiście wybraliśmy Tatry Niskie, żeby psy nie miały kłopotów - nie ma tam ani drabinek, ani łańcuchów. Było pięknie, choć nie zawsze słonecznie. Psy zadowolone ogromnie. My zmęczeni i wypoczęci zarazem.



Wróćmy jednak do spraw najważniejszych - nie jest to przecież blog o podróżach :)

Słowacka tradycyjna kuchnia nie jest zbyt łaskawa dla wegan. Króluje mięso i sery, więc nie jest łatwo zjeść coś na mieście.  Naszym głównym miastem wypadowym był Liptovski Mikulasz. Byliśmy też w Rużomberoku i stanowczo polecam ten pierwszy. Możemy tam znaleźć azjatycką restaurację, a w niej kilka propozycji wegańskich za 3 €. My spróbowaliśmy tofu po seczuańsku i tofu z grzybami. Oba dania pyszne, podawane z ryżem i odrobiną paskudnej surówki. Niech surówka jednak Was nie zniechęca - dla samego dania warto tam zajrzeć.




Na jednym z głównych deptaków znajduje się Burger Bar, który ma w swojej ofercie burgery z tofu, który nie załapał się na zdjęcie. Całkiem smaczne, tylko przy zamówieniu trzeba zaznaczać, że nie chcecie sosu tatarskiego - dają to do wszystkiego, a niestety nie jest wegański (w sklepach typu tesco można jednak znaleźć jego sojową wersję, którą bardzo polecam).

Dużo lepiej ma się sprawa kupowania jedzenia w sklepach. Była już pozytywnie nastawiona do nich po wielu opowieściach o Słowacji na blogu icantbeliveitsvegan (to chyba mój ulubiony wegański blog, pierwszy, z którego korzystałam przy przejściu na weganizm). W wielu najzwyklejszych spożywczakach w małych wioskach można znaleźć tofu czy mleko sojowe w proszku, a przedewszystkim pasy do chleba (kosztują ok. 0,85 €). Smaki wypróbowaliśmy chyba wszystkie i właściwie nie polecam jedynie brokułowej, która smakuje ... przepraszam wrażliwców za to niezbyt delikatne porównanie ... smakuje jakby ją już ktoś wcześniej zjadł. Bardzo za to polecam pastę gazdowską, francuską i meksykańską. W Tesco zaopatrzyłam się w kotelty sojowe różnych kształtów - wypróbowałam na miejscu kostki i mam wrażenie, że mają dużo lepszą konsystencję od tych dostępnych u nas. Znalazłam też mleko owocowe z Alpro, które uwielbiam, ale niestety nie mogę go u nas dostać (czy zostało wycofane?), a w drogerii DM, oprócz wegańskich kometyków z Alverde, znalazłam falafele w proszku - oczywiście zawsze lepiej zrobić świeże, ale lubię mieć takie rzeczy na wszelki wypadek, na szybką kolację. Bez problemu kupiłam też sojowe i ryżowe desery w smakach owocowych, czekoladowym i waniliowym.



Warto spróbować też oryginalnych czesko-słowackich napojów. Przedewszystkim Kofola, która smakuje jak cola tylko z ziołowym posmakiem. Można ją dostać w wielu wersjach najlpesza jest chyba czereśniowa. Są też wody smakowe - na codzień ich nie pijam, ale tutaj są w oryginalnych smakach kasztana, rumianku i kwiatów tymianku, więc musiałam spróbować. Są o wiele lepsze od tych typowych owocowych, ale oczywiście tak samo załadowane chemią i cukrem.

Słowacja piękna, góry wspaniałe. Pamiętajcie tylko żeby mieć dostęp do kuchenki, żeby móc coś zjeść :)

piątek, 4 lipca 2014

Tydzień z Małymi Ludźmi #5 i #6

Ostatnie dwa dni mijają nam na nieustającej zabawie w rozjazdach, więc kuchnia stoi pusta i smutna. Ma to jednak też ogromne plusy - dziewczyny padają jak muchy zanim dotrą do domu. Zapewne wszyscy rodzice dobrze jednak wiedzą, że trzeba się porządnie namęczyć, żeby tak zmęczyć dzieci, więc po chwili my też padamy.
Udało nam się zjeść jedno pyszne śniadanie, śniadanie mistrzów, śniadanie godne królów - pancakesy z truskawkowym koktajlem. Po wypróbowaniu wielu trzymam się tego przepisu - jest amerykański i zakładam, że oni najlepiej wiedzą jak zrobić dobre pancakesy :) Dziewczęta zadowolone, choć nie obyło się bez narzekania na brak syropu klonowego, który oczywiście polecam do tego zestawu.

środa, 2 lipca 2014

Tydzień z Małymi Ludźmi #4

Dziś króciutki wpis - zajmowanie się dziećmi to na dłuższą metę zajęcie ekstremalne, które wysysa z człowieka wszelkie siły. Padam na twarz.
Sukcesem okazała się dzisiejsza kolacja - toritille z warzywami i falafelami. Falafele robię zawsze wg przepisu Jadłonomii, bo poprostu nie ma lepszego i znajdziecie go tutaj. Dość swobodnie podchodzę do kwestii przypraw i daję te, które akurat mam, ale i tak zawsze wychodzi pysznie. W połączeniu z rozmaitymi warzywami to taki mój pewnik dla dzieci, które zawsze są zadowolone, gdy mogą same decydować co będą jadły. Dziewczyny wsunęły po trzy placki z warzywami i do tego kilka falafli - w ich wykonaniu falafel wogóle nie pasuje do środka zawijańca, ale solo jest całkiem smaczny :)


wtorek, 1 lipca 2014

Tydzień z Małymi Ludźmi #3

Dzisiaj podwójny obiad. Nam zamarzyły się kurki, jednak zgodnie z moimi przypuszczeniami dziewczyny nie chciały nawet na nie spojrzeć. I w ten sposób powstało risotto z kurkami i krupnik z pęczaku z ziemniaczkami.

Risotto w wersji bardzo szybkiej i prostej, ale jeśli chodzi o grzyby to takie ich wydanie lubię najbardziej.

Składniki:
20 dag kurek
pół cebuli
ok. 750 ml bulionu (ja leniwie skorzystałam z kostki rosołowej, wegańskiej rzecz jasna)
ok. 250 g ryżu do risotto
sos sojowy
trochę oleju
pieprz i sól

Cebulę drobno siekamy. Nóżki kurek kroimy bardzo drobniutko, kapelusze na połówki lub nawet zostawiamy w całości jeśli są małe. Na patelni rozgrzewamy olej i wrzucamy cebulę, kurki i ryż. Po kilku minutach wlewamy pierwszą porcję bulionu i dolewamy kolejne, gdy ryż go wypije. Gdy ryż zmięknie dodajemy 2-3 łyżki sosu sojowego, sól i pieprz do smaku i dusimy jeszcze kilka minut i danie gotowe.


Krupnik okazał się problematyczny, gdyż jedna z dziewczyn za nim nie przepada. Jednak głód musiał być spory, a krupnik godny, ponieważ i tak wsunęła prawie całą miskę.


I jeszcze na deser truskawki z bitą śmietaną kokosową - mój absolutny hit tego lata.